piątek, 29 maja 2009

Na osi

I.
Na wahadle w rytmie dźwięku wskazówek.
Cyk! Cyk!
Z lewej do prawej, perpetuum mobile.
Cyk! Cyk!
Raz za razem cykle wahań, między wyborami.
Cyk! Cyk!
Moment najlepszy jest na środku, ale zawsze się oddala.
Cyk! Cyk!
Decydująca chwila rzadko wybacza błąd.
Cyk! Cyk!
Bilet drugiej szansy nie dla każdego.
Cyk! Cyk!

II.
Tragiczny los wyboru,
Otworzyć usta, czy zamilknąć?
Patrzeć, czy pokornie spuścić wzrok?
Bezczelnie pchać się pod nogi,
Czy biernie liczyć na bezwarunkową reakcję?

III.
Niemy krzyk przez łzy.
Proszę – nie spuszczaj głowy!
Proszę – popatrz na mnie!

Jak byłoby wtedy łatwiej.

                                                                     Autor wiersza: Serafin

wtorek, 26 maja 2009

Pierwsze Opowiadanie Krótkie

Charakterystyczny szczęk zamka w drzwiach przywraca mi jasność umysłu. Automatycznie zostawiam buty pod szafką, zamykam drzwi i wieszam pęk niepotrzebnych gadżetów, pośród których są gdzieś klucze, na haku. Mrok korytarza prowadzącego do pokoju oraz kuchni przypomina mi kolejowy tunel. Wiadomo, że na jego końcu musi tlić się jakieś światło. I tak, rzeczywiście, nawet tu – księżycowa poświata skierowana wprost na lodówkę. Scena tyleż zachęcająca, co upokarzająca, bo patrząc na nią, widzę tylko niewiadomo skąd biorący się na jej drzwiach napis: PUSTO. Resztki zupy od koleżanki studentki z parteru nabrały już statut bardzo niebezpiecznych dla zdrowia, dlatego póki co omijam ten garnek szerokim łukiem. A niech sobie leży. Zaryzykuję nieprzyjemny ścisk rozczarowanego żołądka i jednak zajrzę do wnętrza sięgającej początku lat 80 lodówki. O dzięki Ci! 2 parówki na pewno nie są szczytem moich marzeń, ale co mnie to teraz obchodzi. Jak już wspomniałem w garnku jest zupa lub jak kto woli, to co na niej rośnie, więc parówki trafiają do napromieniowującej klatki zwanej mikrofalówką. 3 minuty i można rozpocząć ucztę.
Wchodzę do łazienki, witam się szerokim, szyderczym uśmiechem z kolegą grzybem rosnącym w rogu ściany i sufitu. Przykro mi Stary, ale jutro właściciel mieszkania (po dwóch miesiącach elektronicznej korespondencji) w końcu przyjdzie ze środkiem czyszczącym, białą farbą i zatuszuje tą niedoskonałość. Odpadającą od wilgoci farbę wraz z tynkiem przesuwam kapciem pod wannę, odkręcam wodę. Jest ciepła – dobrze. Coś mi się wydaję, że nie tylko ja upodobałem sobie godzinę 4. Słyszę wyraźnie przez cienką ścianę, że sąsiad chcąc nie chcą, musiał opuścić miły lokal i teraz także próbuje zmyć z siebie poczucie winy. Dziwne, wyszedłem sporo szybciej, a jesteśmy tu jednocześnie. Co mnie zatrzymało? Może ktoś jutro zdmuchnie kurz z zapisanej tej nocy karty i odsłoni tajemnicę co środowej nocy okoliczności zastanawiających i niewyjaśnionych. Sam nie ogarniam całości.
Tak, przecież jutro (a przepraszam, teraz to już dzisiaj) trzeba wstać na zajęcia. Tam nie ma wyjścia, każdy wchodzi do gry dla prawdziwych strategów. Wybierz takie miejsce na sali, by nie dać się złapać. Znajdź krzesło o najmniejszym współczynniku ryzyka wygrania nagrody głównej – bezpłatnego, lecz obowiązkowego w swym stopniu realizacji, zaproszenia na konsultacje.
Niedługo wstanie słońce, więc kładę się spać. Nie przeszkadza mi już za krótkie łóżko, wiatr wiejący po plecach, ze szczeliny w ramie okna i pies wyjący pod kamienicą. Nic mi już nie przeszkadza. Dobranoc.

Autor: Serafin